Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Komentarze 52
Pokaż wszystkie komentarzeKULIKowi mówimy zdecywoanie NIE. Nie rozumiem jego metod nauczania i poglądów. Uważa się za najlepszego instruktora na świecie a tak naprawdę jest zarozumiałym dup***. Wybierając jego szkołę kierowałam się jego wiedzą i tym że jest taki profesjonalny. Jak bardzo się myliłam dowiedziałam się później. Tomek Kulik uważa że 99% szkół prowadzą ludzie, który nie potrafią jeździć - to mówi samo za siebie. Uważa się za pępek świata i że jest najlepszy... a każdy inny instruktor nic nie umie. Czym tak mnie zraził? Brakiem szacunku...już na pierwszej lekcji pokazał jakim jest człowiekiem. Przede wszystkim krzyczał. Dla mnie to nie dopuszczalne. Wydzierał mordę tak, że słychać było na całym Bemowie. Moja pierwsza jazda wyglądała tak, że dostałam motocykl i kazano mi jechać. Bez asekuracji, bez pokazania jak to się robi. A na drugiej godzinie już musiałam jechać bez trzymanki! To jest chore! Uciekłam stamtąd jak najszybciej. I znalazłam szkołę w której miły i cierpiliwy instruktor krok po kroku pomagał mi po traumatycznej przygodzie w kulikowisku znów uwierzyć w siebie. Nauczyłam się perfekcyjnie wykonywać zadania, bez krzyku, z całym zaangażowaniem instruktora. Cieszę się że zmieniłam szkołę, żałuję tylko że musiałam przejść piekło u Kulika. Aha i on tak zawsze podkręśla, że jazda tylko z instruktorem w roli pasażera. Owszem w swoim OSK jechałam z instruktorem, dwa razy. Potem sama wolałam by jechał samochodem - tak jak na egzaminie. Najlepsza nauka to kiedy jesteś sam/sama na motocyklu.... ale i tak pan Tomas Kulik wie lepiej. Odradzam.
OdpowiedzNauka metodą prób i błędów kursanta. Przewracane pachołki podczas prób i błędów to problem kursanta. Motocykle to rzęchy, za wyjątkiem Gladiusa i MT-07. Aby dostąpić zaszczytu dosiadania tego sprzętu i odrobiny uwagi ze strony PANA INSTRUKTORA, musisz, droga kursantko, rokować jako obiekt, który dosiądzie PAN INSTRUKTOR. Tych warunków nie spełniam. 2 godz. jazdy z instruktorem poleconym mi przez kolegę nauczyły mnie podstaw manewrów, które byłem w stanie potem ćwiczyć korzystając z puli jazd w Kulikowisku. Łaskawej uwagi PANA INSTRUKTORA dostąpiłem czasem, ze strony starszego pana Jarka, jeśli akurat był. Jego młodsi koledzy instruowali 1-2 razy na 2-godzinną sesję jazd nie po to, aby mi coś wartościowego przekazać, tylko aby mi udowodnić, że jestem gamoń. Najbardziej zdumiała mnie jednak jazda po mieście. Były dwie takie. Podczas pierwszej dowiedziałem się, że jestem gamoń, bo nie umiem zmieniać biegów i jadę powoli, ostrożnie. Byłem gamoniem, bo było to chyba po 8 godzinie prób i błędów zwanych tutaj jazdami, jeszcze przed 2-ma godzinami jazdy z instruktorem poleconymi mi. Drugą jazdą, już pod koniec kursu, zaszczycił mnie SAM KIEROWNIK TOMEK. Jazda polegała na krytyce gruntującej ego TOMKA. Próby opanowania rzęcha przez pierwsze 30 minut tej jazdy uniemożliwiało jazdę bez błędów. Jak już jako tako ogarnąłęm rzęcha i przestałem dawać powody do krytyki, zaczęło się szukanie powodów: bo nie chciałem wjechać w pieszego na przejściu (co tak wolno jedziesz!) albo nie chciałem wjechać pod koła samochodu przy zmianie pasa (jaki samochód! gdzie!). Jak to teraz piszę, to myślę, że zasłużyłem na krytykę. To przecież ja wybrałem tę szkołę jazdy i jestem sam sobie winien.
OdpowiedzMasz 100% racji. Można znaleźć lepszą szkołę, a na pewno lepszych instruktorów, którzy podejdą do kursanata po ludzku. Wydzieranie ryja, mocne walenie w kask - to są metody nauczania?! Tomek Kulik ma wiedzę, ale nie umie jej przekazywać.
Odpowiedz